Strony

niedziela, 6 października 2013

Miały być foty i krzyżykowy weekend, a jest...

No i tak.
Młoda się rozchorowała. Leci jej z nosa, kaszle, prycha, marudzi.
Mąż ma siakieś deadliny przekroczone. Siedzi z nosem w monitorze, warczy, prycha i marudzi.

Miałam zrobić fotki podciągniętego ufoka, kilku krzyżyków więcej na smoku i materiałów na SALa bombkowego. Zamiast tego była potrawka z kuraka, rosół, racuchy i spacery z Młodą o dziwacznych porach - znaczy kiedy jest ciepło, a nie kiedy ona zwykle chodzi. No i jedyny plus - wczorajszy darmowy koncert Cocotier w Jazz Barze. Ale żeby za dobrze mi nie było, to kawę z Baileyem dostałam bez Baileya, a na koncert kuracjuszki przylazły ze swoimi dziećmi, tańcującymi, piszczącymi, różowymi (znaczy że dziewczynki) i biegającymi po całej sali, podczas gdy mamusie chichrały się dumne ze swego potomstwa sącząc herbatki.

Ludzie! Matki! Ja rozumiem, że rodzic też człowiek. Ja rozumiem, że dziecko też człowiek. Ja rozumiem, że urlop, że mózg został w domu, że koncert za darmo, że nie ma z kim dzieciaka zostawić. Ale do licha ciężkiego, nie po to własne zostawiam o 19 z teściową, żeby na koncercie wysłuchiwać pisków za uchem, bo jedna laleczka się z drugą zderzyła i chlipie!

Po koncercie było już troszkę późno i bombki nie chciało mi się zaczynać. Uznałam, że dzisiaj przy świetle dziennym. W czasie spaceru męża z Młodą. W czasie jej drzemki.
Mąż pracuje.
Dziecko nie spało.
Teraz piszę tego posta między osłem, nocnikiem, recytowaniem Słonia Trąbalskiego z pamięci i zabawą tygrysem.

Ja naprawdę chciałam tylko trochę krzyżyków przez weekend porobić.
Chlip.

1 komentarz:

  1. Fantastycznie to opisałaś, solidaryzuję się z tobą w kwestii matek z dziećmi. A co do reszty - jeszcze będzie dobrze! Musi być!:)

    OdpowiedzUsuń