W Tłusty Czwartek postawiłam zmierzyć się z cukiernictwem i samodzielnie, po raz pierwszy w życiu, zrobić faworki. Znając łakomstwo rodziny, zrobiłam dużą porcję, czyli 2 michy.
Mąż cośtam marudził, ale uznałam, że jak wróci z córą z przedszkola, to mu przejdzie ;)
Szalałam pół dnia z tym wszystkim, wreszcie, wszystko gotowe - nie idealne, ale całkiem niezłe jak na debiut.
Mąż wraca z córą z przedszkola - ona prawie 40 st. gorączki, on narzeka na ból gardła.
Młoda do lekarza - pierwszy raz w życiu jechaliśmy samochodem do naszej lekarki, bo córa była za słaba żeby iść :( Angina, antybiotyk, leki, syropy, łóżko, L4 na tydzień. Odpada pierwszy zawodnik od faworków.
Mąż średnio się czuje, bierze leki, wzdraga się na myśl o czymś ostrym (np. faworek) w gardle. Odpada drugi zawodnik.
Zostałam ja i 2 michy faworków. Trzy dni jadłam te (&@#*! faworki, bo mi było żal wyrzucić. Ale pod koniec to już miałam wrażenie, że otworzę lodówkę i wyskoczy na mnie faworek.
W międzyczasie mąż stracił głos, w poniedziałek okazało się, że ma ropień na migdale i ma jechać do szpitala na zabieg.
Jak dwoje chorych, to mnie też coś zaczęło brać (już w piątek po Tłustym Czwartku), więc leki, ograniczenie wychodzenia do minimum, baczna obserwacja Młodego, czy aby już nie łapie.
Mąż około środy odzyskał głos, córa czuła się lepiej, Młody tylko dostał większego kataru Oo
W czwartek córa do kontroli, a ja do lekarza. Nie poszło na gardło. Uderzyło w zatoki. Rozważania, czy odcięcie nosa i wyłupienie sobie oka pomoże na ból, zostały przerwane antybiotykiem i lekami przeciwbólowymi.
Oni coraz zdrowsi i znudzeni, ja coraz bardziej chora i marudna.
A Młody tylko z katarem.
W międzyczasie tajniaczył się tajniak, a jak już nie mogłam na niego patrzeć, to się zabrałam za zestawy z Ariadny.
Na pierwszy ogień poszedł dysk, jako najprostszy. Udało mi się upleść całkiem niezły kawałek bransoletki, nie jest skończona, ponieważ czekam na jakiś niezobowiązujący przypływ gotówki, który będę mogla wydać na końcówki do wklejania. I koraliki. I nici do koralików. I cośtam. Ponieważ na tej bransoletce z pewnością się nie skończy :)
Ta zielona nitka to zaznaczenie, gdzie ostatnio skończyłam. Plecionki wymagają jednak skupienia, a wrzask "mamooo!" tudzież "łeeee!" dość skutecznie potrafi rozproszyć. W efekcie nie zawsze byłam w stanie dobrze sobie ustawić przerwę (najlepiej, jak są 3 nitki obok siebie, wtedy wiadomo, że powinny być one na dole dysku, a nitka z lewej strony jako następna idzie do góry).
Plecenie na dysku jest bardzo fajne, daje dużo możliwości i jeśli ktoś chce spróbować, nie wydając jednocześnie od razu fortuny na dysk, sznurki sutaszowe czy koraliki Toho, śmiało może zakupić ten zestaw od Ariadny - do wyboru 3 kolory nici, w każdym zestawie przejrzysta instrukcja z 3 wzorami.
Mam nadzieję, że za jakiś czas znowu wam coś pokażę uplecionego na dysku, póki co wypadałoby odkurzyć krzyżykowego ptaszka, bo biedaczek siedzi samotnie w kącie i czeka na towarzystwo..
Duzo zdrowia! Faworki chetnie zjadlabym, w Brazylii zalapalam sie tylko na paczki z budyniem😂
OdpowiedzUsuńBransoletka super! Kupilam mamie podobny zestaw z dyskiek jak bylam w Holandii, za 1€ ale jeszcze sie za niego nie zabrala☹
Oj, u mnie przeważnie tez tak jest, ze jak zaczyna ktoś chorować, to potem już leci po kolei... Zdrowia życzę mnóstwo
OdpowiedzUsuńJa do faworków sama się nie biorę, poszłam na łatwiznę i kupiłam pączki;)
Plecionka ciekawie się zapowiada. Byle do przodu.
Pozdrawiam
Dużo zdrowia Ci życzę. Jeszcze niewwidziałam takiego czegoś do plecenia, fajnassprawa :)
OdpowiedzUsuńDużo zdrówka Wam życzę!
OdpowiedzUsuńBardzo fajna bransoletka powstaje, mnie też korcił taki dysk i wczoraj udało mi się go kupić. Teraz tylko dobę rozciągnąć tak do dwóch tygodni i na wszystko starczy mi czasu;-)
Pozdrawiam cieplutko:-)
Dużo zdrowia dla Was :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że pierwsi chorzy już się wykurowali, teraz Ty się zatroszcz o siebie.
OdpowiedzUsuńFajnie wyglądają takie plecionki :)
Zrówka życzę. Jak ja robiłam faworki to obdzieliłam nimi sąsiadów -mówiąc,że to taki polski speciał. Wszystkim chyba smakowało bo szybko talerze zostały zwrócone.
OdpowiedzUsuń