Len jest.... wymagający. Polubiłam na nim wyszywać, ale nie zrezygnuję dla niego z Aidy ani Lindy :P
Wymaga uwagi i cierpliwości.
Dlatego, chociaż średnio lubię, ćwiczę parkowanie (!) Bleh, mówię wam, 3 linijki robiłam 3x więcej czasu :/ Nie mam tego na kroście, ba! każdorazowo muszę cały majdan zwijać i rozwijać, a tutaj.... Wyciągnij pasemko muliny w danych kolorze, wyciągnij jedną nitkę, z tego wyciągnij jedną, złóż na pół, zrób jeden krzyżyk, zaparkuj i.... od początku zabawa w kolejnym kolorze... Szlag mnie trafia, ale traktuję to jako coś między "cierpienie uszlachetnia" a "medytacja zrobi ci dobrze"...
Nie bardzo mogę powiedzieć, czy widzę jakąś wielką różnicę bo za mały kawałek zrobiłam, ale na pewno ułatwia liczenie krzyżyków :P (czy raczej jego brak), co na lnie jest kłopotliwe (jestem jednak przyzwyczajona liczyć przez 1 nitkę) i prowadzi (doświadczyłam!) do pomyłek ;(
Tak było:
A tak górka nieco urosła:I tak mi dyndają nitki zielone, muszę je dobrze zwijać i chować, żeby kot się nie dobrał ;)
Dawno haftowałam, ale w każdym razie do zabawy z parkowaniem nigdy się nie przekonałam, wydaje mi się to niepotrzebną komplikacją. Ładny haft będzie, śliczne kolorki :).
OdpowiedzUsuńNawet nie próbuję się uczyć parkowania, choć dziewczyny sobie chwalą.
OdpowiedzUsuńPowodzenia <3
Ciekawy haft-) powodzenia-)
OdpowiedzUsuńMiłego wyszywania 🙂 będzie piękny obrazek
OdpowiedzUsuń