Miało być szybciej, weselej, jest dopiero teraz - wyjaśnienia na końcu. Mam zdjęcia praktycznie tylko prac z warsztatów, nie robiłam relacji jako takiej, bo przede wszystkim chciałam odpocząć.
Tegoroczne Warsztaty Twórczo Zakręcone odbyły się w terminie 7-10. października 2021 w Ustroniu, podobnie jak w poprzednich latach w ośrodku Gwarek (daleko od radosnego centrum wszechświata ;) ).
Jeśli chodzi o statystyki, będę posiłkować się informacjami od niesamowitej Moniki Stanowskiej, która razem z Kasią Kubaszewską od lat zajmuje się organizacją tej imprezy.
"Podczas 92 warsztatów 24 Instruktorów podzieliło się z Wami swoją wiedzą i umiejętnościami, za co jesteśmy im dozgonnie wdzięczne i wszystkich co do jednego zapraszamy do dalszej współpracy.
Zakupy mogliście zrobić w 4 sklepikach. Kolejno odlicz: Koty na Płoty, Minerva Sewing Polska, Image-Arte i Creatikon. W tegorocznych Warsztatach Twórczo Zakręconych w Ustroniu udział wzięło - tam ta ram tam - 243 uczestników."
Jak widać, mimo pandemii udało się jednak coś zorganizować. Mi osobiście najbardziej brakowało sklepików pasmanteryjnych - DMC, Coricamo, Ariadny - ostrzyłam sobie ząbki na jakieś zestawy, akcesoria do wyszywania ;/ No cóż. Zakup zrobiłam jeden, za to duży i pozostaje mieć nadzieję, że jednak go kiedyś wykorzystam ']
Warsztaty trwały od czwartku do niedzieli, pierwsze zajęcia były już w czwartek po południu, a ostatnie w niedzielę rano. Zapisałam się na 3 warsztaty i z dumą przyznaję, że po pierwsze: wszystkie były super, po drugie: w ramach zajęć udało mi się skończyć zadane prace! I po trzecie: wszystkie 3 bardzo mi się spodobały i z pewnością wykorzystam to, czego się nauczyłam :)
1. "Saturn", różne techniki haftu, w tym haft złoty, mistrzyni haftu Dorota Chmielewska
Półtorej godziny sam pierścień. Za to dowiedziałam się kilku myków o zakręcaniu nici :) Wierzcie mi, na żywo jest jeszcze lepszy.... Teraz muszę upolować odpowiednią ramkę i będę mogła go podziwiać ;)
2. Koszyk wyplatany na palcach, Barbara Palewicz-Ryży
Fajne, łatwe i przyjemne, czaję się na zrobienie jeszcze kilku :) Tylko muszę sznurek i denka dokupić. No i poćwiczyć rzeczy z książki (dostałam autograf z dedykacją, yeah! ;) )
3. Mikromakrama - Beata Zalewska "Tobatka"
Makramę już kiedyś próbowałam w Ustroniu. Ale z tamtą prowadzącą było mi nie po drodze, więc trzepnęłam rzeczami i wyszłam po godzinie.
To było moje drugie podejście, na które zdecydowała się z uwagi na osobę instruktorki - bo u Tobatki uczyłam się kiedyś kaboszony obszywać koralikami :) Z koralikami średnio mi wyszło, ale makrama całkiem udanie :P Mam brelok i bransoletkę :) I wiem do czego wykorzystać grubą podstawkę korkową XD
Sklepiki - jak pisałam - nic dla mnie :( Ale. Był sklep z tkaninami. Nie szyję. Ale. Te tkaniny.... Bo przecież "na pewno mi się przydadzą jako wewnętrzna strona okładek"... Poza tym - bardzo japońsko mi się kojarzyły. A świąteczna ma gwiazdki z frywolitek :D Plus - zestaw świąteczny z jamnikami. No ludzie, jamniki, jak mogłam nie brać? ;PTkaniny pochodzą ze sklepu Koty na Płoty.
I tyle zdjęć. Towarzystwo dopisało, miałam wspaniałe dziewczyny w pokoju, znane mi nie od dziś ;) Byłyśmy na obowiązkowych plackach ziemniaczanych, na które chodziło się jeszcze kiedy Zjazdy były w Tulipanie i Magnolii... Trochę pochodziłyśmy po centrum, po sklepach ;) Upolowałam sobie 2 torby materiałowe i kosmetyczkę dla mamy - torba miała być planowo jedna, ale jak zobaczyłam kolibry to przepadłam :P Teraz trochę zimno, ale na wiosnę/lato będą jak znalazł. I suche, ponure dni listopadowe, o!
A teraz - skąd opóźnienie? W poniedziałek po wyjeździe (czyli 11.10.) ogarniałam rzeczywistość (bo nie było mnie w domu od czwartkowego wschodu słońca). W tenże poniedziałek po godz. 18 potrącono przed naszym domem naszego kota. Praktycznie na oczach męża. Więc kot do weta, wet dostępny dopiero w sąsiedniej miejscowości, złamana miednica, w okolicy nikt nie leczy takich przypadków, namiar na Kraków i Wieliczkę. We wtorek po 6 rano zdumionego młodego wsadziliśmy do przedszkola i pojechaliśmy z Astrem do Wieliczki. Został tam do piątku. Przeszedł nastawianie kości, prześwietlenia, USG, cięcia, szycia, niewiadomocojeszcze, tysiąc leków i badań. W piątek odebraliśmy takiego na wpół wystrzyżonego koto-pudla, z wielką dziurą na nodze zaszytą kilkunastoma szwami, lekami i nakazem "pilnować kota, skakać nie może, chodzić lepiej póki co też nie".
Więc musieliśmy znowu dom przeorganizować pod kota. I robić dyżury (do dziś zresztą, podobnie jak w nadchodzących dniach) - bo chociaż już trochę czasu minęło, szwy dopiero do zdjęcia a kot zdecydowanie jeszcze nie w pełni sprawni. Co nie przeszkadzało mu prawie od początku próbować wskakiwać na parapet, no bo jakże to tak? Jak to "nie wolno"? To, że nie umiem chodzić i się przewracam nie znaczy, że skakać nie mogę! Więc - kota jak nie śpi pilnować trzeba.
A skoro już takie coś trzeba robić, to co robi Rzeczywistość? Ano wysyła mi młodego na tydzień do domu na antybiotyku. Więc ja takie hop przez płotki robię (bo zamiast drzwi starą drabinkę z łóżeczka niemowlęcego wykorzystaliśmy - kot nie przeskoczy, my tak, a generalnie widać, co się w pokoju dzieje) - z pokoju z kotem hop do młodego. Dobrze, że młody leki ma w płynie, to przynajmniej nie ma ryzyka pomyłki z kocimi ;)
Na szczęście chyba idzie ku dobremu, Aster lepiej się czuje i młody też. A ja dziś znalazłam czas i ochotę, by to wszystko opisać.
Trzymajcie kciuki, bo nad nietoperzem pracuję, marzę o sznurkach, a nawet zdjęcia swojej wypasionej nowej torby hafciarskiej nie zrobiłam. A fajnie byłoby to wam pokazać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz